Mata pojawiła się u nas na Dzień Matki rok temu - mój Mąż leżał niemal sparaliżowany przez rwę kulszową, a mi zaczęło siadać ciało i psychika. Byłam zmęczona i czułam się bezsilna. Często nie umiałam Jemu pomóc, swoje siły starłam się oddawać Jemu i dzieciom i zapominałam o sobie. O macie pomyślałam najpierw dla Niego. Jak poczuje się lepiej, żeby się zabezpieczał, rozluźniał, masował. Żeby rwa nie wracała. On podszedł do tego sceptycznie i stwierdził, że to mój zakup, więc ja mogę korzystać. I korzystałam! Masaże pomagały się odprężyć, rozluźnić i wracać do równowagi. Moje ADHD i potrzeby sensoryczne zakochały się w naszej Pranamat ECO! Pomogła mi przetrwać zdalną naukę, dodając mi bodźce pomagające utrzymać skupienie i masowała zastane mięśnie po całodniowych zajęciach i stresach. Mały żółwik, który w międzyczasie dołączył do naszej Pranamatowej rodziny, stał się niezbędnym gadżetem w mojej terapeutycznej pracy - jako mój masażer po godzinach siedzenia, czasami jako sposób na dobodźcowanie dla mnie lub moich młodych klientów. A z czasem przekonał się do Pranamaty też mój Mąż :) I teraz poduszka mi czasami znika pod jego plecami lub karkiem. Moje córki też się do niej przekonują - kładą poduszkę sobie na plecach i proszą o masaż matą! No i jedna z dwóch naszych poduszek zamieszkała tymczasowo u mojej kuzynki i jej narzeczonego - wspierając ich w radzeniu sobie ze stresami przygotowania do wesela. Kto by do nas nie przychodził - siada lub gładzie się na Pranamacie lub bierze pod plecy lub kark poduszkę. Pranamata jeździ z nami nawet w swojej Pranamatowej torbie na wakacje! Po 10 miesiącach już nie wyobrażam sobie bez niej naszego życia!
Dorota Zarzycka